Właśnie siedzę i zajadam tort z chrzcin małego. Już minęły 2 dni od tej uroczystości. Wszystko wyszło tak jak zaplanowałam. Zupełnie niepotrzebnie się stresowałam. Najbardziej przejmowałam się samym sakramentem, że coś poplączę, nie będę wiedziała co zrobić danym momencie, coś nie tak powiem. Okazało się, że byłam najlepiej przygotowana i moje nerwy były nieuzasadnione, ale to u mnie norma. Ten mój perfekcjonizm kiedyś doprowadzi mnie do grobu.
Mały wyglądał cudnie, tak jak sobie go wyobrażałam. Krótkie spodenki na szeleczkach, podkolanówki, lakierki, niczym mały książę. Niestety póki co nie mogę pochwalić się zdjęciami, ale jak tylko otrzymam je od naszego rodzinnego fotografa na pewno pojawi się fotorelacja.
W restauracji mieliśmy małą rozpustę. Wybrane przeze mnie dania były przepyszne. Tak chciałam, żeby przyjęcie było idealne, że chyba przegięłam z ilością zamówionych potraw, pod koniec wszyscy mieli jedzenia po dziurki w nosie. Takim oto sposobem tort, który był przygotowany na koniec, niemal w połowie zabraliśmy do domu. Wracam do delektowania się przepysznym cytrynowym torcikiem, mmmm, palce lizać.
Ciesze sie,ze wszystko sie tak ladnie udalo:-)
OdpowiedzUsuńLepiej żeby było za dużo niż zabrakło :) Myślę, że i tak jedzenie się nie zmarnowało. Nas chrzciny czekają za 1,5 miesiąca. Też na pewno będę się trochę stresować. Ale to piękna uroczystość, pierwszy ważny dzień mojego dziecka :)
OdpowiedzUsuńJedzenie było tak pyszne, że wszyscy zjedli to co zamówiliśmy, tylko musieli sobie pomarudzić ;) To życzę powodzenia, żeby i Wasze chrzciny udały się tak jak nam :)
Usuń